sobota, 18 kwietnia 2015

Witam.


Witam się. Witam w rękodzielniczym światku bloggerów. Zacznę tu historią o tym, jak to było.

Moja przygoda z haftem zaczęła się, kiedy - gdzieś między bezrobociem a depresją - moja prawie teściowa próbowała mnie przekonać, że haft krzyżykowy winien być wrodzoną umiejętnością oraz wizytówką każdej przyzwoitej dziewoi.

Nie zapałałam miłością do tej techniki, ani też do imion wyszywanych na ręcznikach oraz monochromatycznych motywów roślinnych na ścierkach kuchennych. Nie ujmując haftowi krzyżykowemu (do którego jednak udało mi się przekonać – o wiele później i w wersji przybliżonej naszym czasom), to nie było "to".

Kilka lat później, na straganach Hali Targowej w Krakowie, dojrzałam książeczkę "Haft dla dzieci" Jadwigi Turskiej (nie wiem skąd "dzieci" w tytule, bo z zasady dzieci i igły to chyba nienajlepsze połączenie). Jako zbieracz absolutnie bezużytecznych przedmiotów i książek, capnęłam ją i już wyciągając 5 złotych z portfela pomyślałam – Oto kolejna książka, która wyląduje na stosie innych, podobnych, bo przecież nigdy nie zabiorę się za haft. Dotarłwszy jednak do domu, stwierdziłąm, co mi tam, raz kozie śmierć, spróbuję. Od tego momentu zapomniałam o spaniu i jedzeniu na kilka dni. I tak się zaczęło.

Książka faktycznie nie służyła mi długo i po kilku dniach spoczęła jednak na tym stosie. Mimo mego absolutnego oddania i sentymentu stwierdzam, że nie wszystkie opisy trafiły bez przeszkód do tej części mojego mózgu, która odpowiada za haft, więc zaczęłam reaserch w internetach, które to, zachęciwszy bogactwem informacji, kolorów i tutoriali, pochłonęły mnie bez reszty.
 
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz